niedziela, 4 listopada 2012

Wywiad z Gregiem Saunierem, liderem Deerhoof


Trochę głupio mi publikować wywiad po ponad roku, który minął od mojej rozmowy z Gregiem Saunierem. Pomiędzy Off Festivalem 2011 a teraz działa się taka armia rzeczy, że te zdania prawie zaginęły w akcji, a nagranie wywiadu zniknęło z dysku. Na szczęście w życiu każdego człowieka są ziomalki, którym zdarza się trzymać u siebie roczne pliki od swojego zioma! Dzięki Kasia!

7 sierpnia 2011 roku
ostatni dzień Off Festivalu
autorzy: Emil Macherzyński i Ryszard Gawroński





Mam wrażenie, że na Off Festival wiele osób przyjechało z jasnym planem, co do niektórych występów. Wszyscy szli na Deerhoof, Primal Scream czy na Ariela Pinka. Artyści występujący festiwalu chyba mieli tego świadomość, bo "zdanie wiecie, wpadnijcie na Konono, to nasi kumple i będzie znakomicie" padało ze sceny często, gęsto i podważało skutecznie Arielowi status "must see". Idąc do strefy mediów z Emilem na wywiad po znakomitym gigu Deerhoofa zakończonym "idźcie na Konono" już naprawdę nie było wiadomo co i jak.

Greg Saunier w strefie mediów zachowywał się tak, jak na koncercie. Robił przynajmniej dwie rzeczy jednocześnie (np. jadł i udzielał komuś wideowywiadu), poruszał jednocześnie trzy wątki, dorzucał do wszystkiego serdeczny śmiech. Do całego obrazu człowieka z mocną nadwyżką energii w sobie dodał jeszcze fakt, że za chwilę miał znowu wystąpić na scenie - tym razem z Konono. Mnie i Emila przywitał pytaniem, czy pojawimy się go zobaczyć. Potem wykonał tysiąc gestów jednocześnie i zaczęliśmy nagrywanie.

***

Dzięki za Wasz koncert! To było nieprawdopodobnie niesamowite!

O, byłeś na nim?

Byłem w pierwszym rzędzie!

Czadowo!

Czemu cały czas przestrajałeś perkusję?

Zdecydowanie oglądasz koncerty zbyt uważnie, szukając dziwnych technicznych szczegółów! Podglądałeś jak przestrajam perkusję? To miała być tajemnica! 

Ciągle coś z nią kombinowałeś... Co było nie tak?

Zawsze coś jest nie tak i nigdy nie jest doskonale. Dzisiaj jest koniec trzymiesięcznej trasy koncertowej po Europie, podczas której każdego dnia stroiłem werbel wyżej. Ostatnio grał najwyżej, jak tylko się dało i brzmiał, jakby ktoś walił w kamień. Był całkowicie twardy! Bardzo mi się to podobało, ale dzisiaj zrobiliśmy próbę w hotelu bez perkusji i wzmacniaczy. Czasem robimy je w ten sposób... Wtedy gitary elektryczne grają swoje "plink-plink-plink" bez wzmacniaczy, Satomi sobie śpiewa, a ja mam pałeczki bez perkusji. Dzisiaj uderzyłem w swoje kolano i nic nie ciekawego nie usłyszałem. Zagrałem na spodku od filiżanki i brzmiało to źle. Wtedy uderzyłem w łóżko, ono wydało takie niskie "du-du-du-du", a ja pomyślałem: "O mój Boże! Moje bębny powinny tak brzmieć całe życie! Stroiłem perkę w kompletnie zły sposób przez ostatnie siedemnaście lat! Powinno być nisko od zawsze!". 

Dzisiejszy występ był więc eksperymentem. Zacząłem koncert z ustawionym bardzo nisko werblem, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Strasznie mi się podobało! Potem jednak pomyślałem "no... może trochę go podstroję do góry...", za parę chwil "brzmi spoko, jeszcze trochę...", a pod koniec koncertu miałem wszystko ustawione jak zawsze! (śmiech) Nie potrafię trzymać się żadnej dyscypliny.



Przed wydaniem Deerhoof vs. Evil zrobiliście całą specjalną akcję promocyjną, która nazwaliście "globalny wyciek albumu". Jak to się stało, że wziął w tym udział Popup z Polski?

Znasz Piotra?

Niestety nie.

Piotr jest dziennikarzem Popupu, dlatego znam tę stronę. Jeżeli gramy jakikolwiek koncert w Europie, to on zawsze na nim jest. To niesamowite! "Och, chcę zrobić parę zdjęć z Tobą do Popupu", "och, chcę zrobić z Tobą wywiad", nieprawdopodobne! Jest z nami w Anglii, potem przyjeżdża do Niemiec... No i oczywiście zawsze pojawia się na naszym koncercie w Polsce. Chociaż... dzisiaj go tutaj nie ma! Popup był przez to oczywistym wyborem. 

Wiele zespołów przed wydaniem swojej płyty udostępnia jej streaming w internecie. To świetny pomysł, dzięki któremu poznałem wiele świetnych albumów. Jednak w pewnym momencie zauważyłem, że teraz nikt nie ma czasu przesłuchać całego materiału. Pomyślałem sobie wtedy "no dobra, to może my udostępnimy jedną piosenkę i jak ktoś będzie miał czas, to poszuka reszty". Chciałem zrobić z tego taką małą zabawę w odnajdywanie skarbu. Poczułem, że super byłoby uczucie "długie to, może nacisnę już stop..." zamienić w "tam gdzieś jest jeszcze jedna piosenka, muszę ją znaleźć". To była taka moja mała marketingowa sztuczka.

Powstrzymało to wyciek albumu do sieci?

Nie, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Nie jesteśmy Justinem Timberlakem, żeby się przejmować takimi rzeczami. Nam właściwie wycieknięcie albumu do sieci pomaga, bo ludzie wtedy słuchają naszej płyty. Dla mnie to już jest ogromna nagroda i zaskoczenie, że ktoś tego słucha! Jak po raz pierwszy dwa lata temu przyjechaliśmy do Polski, to byłem zachwycony tym, że ludzie znali już wtedy nasze piosenki. Część z nich pewnie kupiła nasze płyty, ale większość znalazła je w sieci. Nawet mówili mi o tym. Zdałem wtedy sobie sprawę, że łatwość w znalezieniu muzyki Deerhoof sprowadziła ich na nasz koncert.

Poza tym, to trochę głupie, ale mam wrażenie, że nasza muzyka trafia do ludzi dopiero po paru dwóch czy trzech przesłuchaniach. Jeżeli słuchasz jej po raz pierwszy, to brzmi dla ciebie dziwnie i jej nie kumasz... 

Nie zgadzam się! 

Nie? No dobra, to inni ludzie mi mówili, że nasze płyty są jak jakieś dziwne jedzenie, które może przy piątym spróbowaniu staje się ulubionym przysmakiem, ale za pierwszym razem jest strasznie dziwaczne. To kolejny powód, dla którego lubię leaki: dają możliwość przesłuchania albumów Deerhoofa wiele razy. 



Ostatnio zremiksowaliście piosenkę zespołu Baaba...

Yeah, Baaba!

Jak do tego doszło?

To naprawdę dobra historia! Graliśmy na festiwalu Skif w Sankt Petersburgu w Rosji, co nigdy wcześniej nam się nie zdarzyło. Wchodzimy na próbę, a tam gra jakiś inny zespół. Przyglądam im się i nagle okazuje się, że na scenie siedzi jakiś koleś za bębnami i jego zestaw perkusyjny jest dokładnie taki sam jak mój: jedna stopa, jeden werbel, jeden kocioł, jeden talerz i jeden cowbell. To było dokładnie to, co ja przywiozłem na Skif! Słucham, patrzę jak ten człowiek gra i okazuje się, że jego styl jest moim stylem! Jego bębny są ustawione bardzo nisko, on jest bardzo wysoki, w efekcie przypomina olbrzyma przy małych bębenkach i w tym wszystkim wyglądał zupełnie jak ja! Gra w jakimś rytmie, nagle zmienia go kompletnie, zespół to olewa i trzyma się swoich nut, a on w tym wszystkim jest bardzo płynny i ma piękny styl. Miałem wrażenie, że spotkałem najlepszego perkusistę na świecie i jednocześnie swojego brata bliźniaka! To było tak dziwne!

Później tego samego wieczoru Macio oglądał próbę Deerhoof i czuł dokładnie to samo. Przed jakąkolwiek naszą rozmową te same, moje myśli przechodziły mu przez głowę. Po koncercie spotkaliśmy się i od razu zachowywaliśmy się jak bracia i najlepsi kumple.

Rok temu Deerhoof był kuratorem festiwalu w Belgii. Mogliśmy zaprosić kogo chcieliśmy, więc wybraliśmy Baabę. Cudownie było zobaczyć ich znowu, bo są świetnym zespołem. Potem zostaliśmy mailowymi przyjaciółmi. Pewnego dnia po prostu poprosili mnie o zremiksowanie piosenki i strasznie się z tego powodu ucieszyłem, bo uwielbiam "ThingsImNot" i miałem wtedy mnóstwo pomysłów, które chciałem wypróbować. Strasznie się cieszę z efektu. Powiedzieli mi, że dadzą mi dzisiaj wydanego winyla, ale... Gdzie oni są?! Gdzie jest mój winyl?!

Macio ma wiele projektów, więc pewnie teraz pędzi na kolejny występ.

On ma więcej projektów niż ktokolwiek, kogo spotkałem w życiu. (śmiech)

Lubisz albumy Baaby?

No jasne!

Masz jakąś ulubioną piosenkę?

Czadowe jest to, że moją ulubioną piosenką jest właśnie "ThingsImNot". To zabawne, że poprosili akurat o jej remix, bo według mnie to ona właśnie najmocniej się wyróżnia i jest jednocześnie najpiękniejsza i najbardziej ekscytująca. Znowu było tak, jakby zdarzyło się jakieś magiczne połączenie.



Ostatnio muzyczny świat obiegł Wasz kolejny projekt. Tym razem wydajecie single, gdzie różni wokaliści śpiewają nowe teksty do piosenek z Deerhoof vs. Evil. Jak na to wpadliście?

To wszystko zaczęło się od głupiej pomyłki. Chcieliśmy nagrać wspólną piosenkę z raperem z Los Angeles o ksywce Busdriver, który jest naszym przyjacielem i jednym z najlepszych raperów. Chciałem mu wysłać instrumentalny utwór Deerhoofa, do którego on by nagrał swoje wokale. Przez pomyłkę, zamiast tego wysłałem mu piosenkę z niewydanego wtedy Deerhoof vs. Evil. Wszystko było jeszcze na etapie miksu i wokale nie były nawet nagrane. Zanim zauważyłem swój błąd, to Busdriver zdążył napisać, nagrać i wysłać mi swój rap z powrotem w ciągu jednego dnia. Tak bardzo zajarał się utworem, że z miejsca skomponował kompletnie nowe partie wokalne! Nawet nie rapował, tylko śpiewał wysokie dźwięki! Kompletnie nie wiedziałem, co z tym zrobić. Miałem mu napisać, że wysłałem złą piosenkę? No nie! Razem z Polyvinylem stwierdziliśmy, że zrobimy z tego serię małych wydawnictw. Ostatnio wydaliśmy winyla z Jeffem Tweedym z Wilco śpiewającym do czegoś naszego... Xiu Xiu też wzięło w tym udział! Grali wczoraj na Offie. Wpadłem na Jamiego rano w hotelu. Jesteśmy dobrymi kumplami.

Strasznie się jaram całym projektem. Każda osoba, którą poprosiliśmy o wzięcie w tym udziału, podeszła do tematu zupełnie inaczej. Niektórzy piszą coś zupełnie nowego, inni trzymają się mniej więcej melodii oryginału, część zrobiła z tego melorecytację... Wyszła z tego świetna zabawa. To miłe usłyszeć, czym mogła być dana piosenka. Strasznie mi się podobało jak Busdriver napisał swoją część bez świadomości, co my mieliśmy na myśli. Po prostu wyobraził sobie, jak to powinno brzmieć. Wyszło coś zupełnie innego, ale to wciąż pasuje do muzyki. Uwielbiam to, że w piosence może być schowana niezliczona ilość kreatywnych możliwości. To pokazuje jak działa proces tworzenia wszystkich wokalistów, których tak bardzo szanuję.

Ile my właściwie rozmawiamy? Powinienem teraz chyba być na scenie!

No chyba teraz zaczyna się występ Konono... Dzięki za wywiad!

Ja też dziękuję! 

***



Wszystko zakończyło się ponownie pytaniem, czy idziemy na Konono i potwierdzeniem, że będzie super. Potem Greg pobiegł się szykować, a my z Emilem mówiąc do siebie "wooow" szybko znaleźliśmy się na rozdrożu. On wybrał Ariela, a ja szybko przemieściłem się do namiotu ze sceną eksperymentalną. Konono już grało, ale bez Sauniera, bo się spóźnił. Strasznie fajnie mieć świadomość, że to przez naszą rozmowę.

Wywiad nie powstałby bez ogromnej pomocy i wsparcia Emila Macherzyńskiego. Przygotowaliśmy ten wywiad razem, poszliśmy tam razem i on poprawiał mnie, kiedy nie wiedziałem jak powiedzieć po angielsku "stroić perkusję".


Ilustracje do wywiadu wykonał sam kozak Maciek Sławski. Obczajcie jego Nie masz Przyjaciół, słuchajcie Pigułki dźwiękowej i Faworków w Żaku z nim i obczajcie projekt Skinny Girls!

wtorek, 19 czerwca 2012

Wywiad z Maxem Tundrą

Wiedziałem, że tak będzie! Zacznę projekt, wybuchnie mi czas i nagle zrobi się pijar, że na starcie olałem sprawę. Wcale nic nie olałem, tylko musiałem zaangażować się w parę szalenie miłych weekendów, a w tygodniu gasić pożary tu i tam. W efekcie, była długa przerwa na starcie, której nie powinno być.

Prawie-rok temu przeprowadziłem z Gosią Lewandowską, współprowadzącą Faworki w Żaku, wywiad z Maxem Tundrą. Wszystko odbywało się w atmosferze bycia uber-kozakami, bo sprowadziliśmy gościa na jedyny koncert w Polsce na festiwalu organizowanym wyłącznie z podjarki. Ben okazał się przemiły i przeuroczy oraz powiedział parę ważnych (ale krótkich) zdań. Niestety, z wywiadem koniec-końców nic nie zrobiliśmy, bo nie pojawił się w audycji, a w internecie nie było go gdzie umieścić ze względu na to, że Gosia jest związana z Uwolnij Muzykę!, a ja z Porcysem. Dlatego salomonowo, ale z ogromnym opoźnieniem, pojawia się dopiero teraz tutaj!

29 września 2011 roku
chwile przed koncertem w Łodzi w ramach ŻAKFESTU 2011 w klubie Łódź Kaliska
Gosia: Zacznijmy od końca. Powiedziałeś, że Parallax Error Beheads You będzie ostatnim wydawnictwem Maxa Tundry. Czy to prawda?
Max: Kiedy to powiedziałem, prawdopodobnie miałem coś takiego na myśli, ale to zupełnie nie znaczy, że Ben Jacobs już nigdy nie stworzy żadnej muzyki. Będę próbował zrobić coś pod innym imieniem. Zatem następny album może być podpisany innym pseudonimem, niekoniecznie jako Max Tundra.
Gosia: Czy będziesz nadal grał podobną muzykę?
Rysiek: Może założysz zespół?
Max: Teraz chciałbym spróbować trochę popu, takiego z list przebojów. Wydaje mi się, że mógłbym to zrobić na luzie. Chciałbym też stworzyć coś dziwniejszego niż Max Tundra.
Gosia: Jeszcze dziwniejszego?
Max: Tak, coś jeszcze dziwniejszego i równolegle mniej dziwnego. Nie sądzę, by oba te projekty mogły być wydane pod pseudonimem Max Tundra, będę musiał wymyślić jakieś nowe nazwy dla nich. Jak coś wymyślicie to dajcie mi znać!
Gosia: Zajmujesz się też remiksami cudzych piosenek. Czy jest jakiś utwór, który bardzo chciałbyś przerobić?
Max: Hm, nie wiem. Remiksy mają to do siebie, że łatwiej przerobić piosenkę, której się nie znosi. Dużo utworów przerobionych przeze mnie i opublikowanych na moim Soundcloudzie to piosenki przeze mnie nielubiane.
Rysiek: Na przykład?
Max: Tego wam nie mogę powiedzieć (śmiech). Większym wyzwaniem i przyjemnością jest przerobienie piosenki w coś, czego będę chciał słuchać. Jeśli myślisz o piosenkach, które uwielbiasz, to jest o wiele trudniej, bo wydaje Ci się, że są już idealne i nic nie można z nimi zrobić. Utworami chętnie przerabianymi przeze mnie są te, których nie lubię. Stawiam, że może to być coś Coldplay.
Gosia: Some Best Friend You Turned Out to Be było instrumentalne, później w Twojej muzyce pojawiły się słowa. Jednak dopiero na Twoim ostatnim krążku stały się one ważną częścią utworów. Z czego wynika to, że postanowiłeś rozwinąć warstwę liryczną do czegoś więcej niż tylko kilku zwrotów wyśpiewywanych w piosenkach?
Max: To bardzo ciekawa obserwacja. Nikt wcześniej nie zwrócił  uwagi na to, że teksty na drugim i trzecim albumie mają różną moc, jeśli można tak powiedzieć.
Gosia: Ewoluują.
Max: Tak. Stało się tak dlatego, że kiedy pierwszy raz zmierzyłem się z pisaniem tekstów byłem niedoświadczony, nigdy wcześniej tego nie robiłem. Cieszę się, że widzisz poprawę, bo ja sam tego nie zauważyłem. Po prostu pisałem słowa, które pasowały do piosenki. Nie wiem jak ważne są teksty w muzyce. To w sumie zabawne, bo gdy tylko w piosence pojawiają się słowa, to w pewien sposób brzmi ona bardziej komercyjnie. Moja muzyka nie jest zbyt komercyjna, więc muszę podstępem zmusić słuchacza do skupienia się na niej. Jednym z takich sposobów jest śpiewanie. Prawda jest taka, że świetnie bawiłem się pisząc te teksty. 
Gosia: Dla mnie najbardziej zaskakującym elementem Twojego ostatniego albumu był komentarz społeczny, jak na przykład w "Will Get Fooled Again". Czy chcesz to kontynuować na następnych wydawnictwach?
Max: Moje teksty z założenia są o przypadkowych rzeczach i nie są one inspirowane polityką ani niczym podobnym. Czasami po prostu piszę o sprawach, które zauważam lub o takich, które mnie denerwują. Piosenka, o której wspomniałaś, jest o poznawaniu ludzi przez internet i jest pierwszą, którą napisałem przy tworzeniu tego albumu. Gdy ją nagrywałem, portale typu MySpace były nowymi wynalazkami! To ciekawe, jak piosenka może stracić swoją ważność, kiedy piszesz o czymś tak współczesnym jak strony internetowe. Ale są też ludzie, którzy piszą o rzekach, drzewach i tym podobnych, więc chyba jest ok!
Gosia: Inną rzeczą, która zmieniła się przez lata to Twoje śpiewanie. Słyszałam jak śpiewałeś podczas próby i muszę przyznać, że brzmiało to dużo lepiej niż na płycie. Ćwiczyłeś?
Max: Od kiedy pojawiła się moja ostatnia płyta dałem chyba z 200 koncertów. Trasa mnie zahartowała. Dlatego można przyjąć, że ćwiczyłem. Kiedyś też często chodziłem na karaoke, bo bardzo lubię śpiewać
Gosia: To niezła praktyka.
Max: Tak, to niezłe ćwiczenie. Ale ja po prostu to lubię, więc cieszę się, że jest to moją pracą.
Gosia: Zatem żadnych profesjonalnych lekcji śpiewu?
Max: Nie, nic z tych rzeczy (śmiech).
Rysiek: Czy ktoś kiedykolwiek rozpoznał Cię podczas karaoke?
Max: Nie, nie. Ja tylko jestem popularny w Polsce. Nikt w Anglii nie wie kim jestem. To prawda! (śmiech)
Rysiek: Jak już jesteśmy przy Polsce – możemy Cię u nas nazywać Ambasadorem Polski na scenie alternatywnej.
Max: Miło!
Rysiek: Jak to się stało, że tak chętnie promujesz Warszawę na miejsce świetnych koncertów?
Max: To trochę zabawne, bo zauważyłem, że wiele dużych gwiazd ze Stanów i Anglii pomija Polskę czy Europę Wschodnią i Centralną. Po prostu zatrzymują się w Niemczech. To wielka szkoda, bo tracą wiele cudownych rzeczy, które tutaj macie. Wiem, że może nie jestem super sławny, ale kiedy zaczynałem, to grałem już koncerty w Polsce. Mam tutaj wielu przyjaciół. Odczuwam też wiele wsparcia ze strony polskiej publiki i choćby dlatego zawsze chcę tu wracać. Grywałem koncerty na przykład we Włoszech, gdzie było 20 osób, a tu zawsze jest tłoczno i przyjaźnie.


Rysiek: Jesteś fanem The Car Is On Fire?
Max: Tak, podoba mi się parę piosenek, które nagrali.
Rysiek: A słyszałeś tę najnowszą?
Max: Nie. A czy oni się nie rozpadli? To znaczy, lider chyba od nich odszedł, prawda?
Rysiek: Tak, ale nadal grają.
Max: Ja mam Lake and Flames, tylko ten album. Podoba mi się mniej więcej połowa.
Gosia: To i tak dużo (śmiech).
Max: (śmiech). Są dobrzy! W sumie nie słuchałem ich już wieki. Jak tylko wrócę do domu muszę to nadrobić.
Gosia: Często jesteś gościem w Polsce. Miałeś okazję nauczyć się trochę naszego języka? Oczywiście poza przekleństwami.
Max: Tak. "Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie".
Rysiek: Genialnie!
Gosia: Niektórzy Polacy nie są w stanie tego wymówić, więc nieźle!
Rysiek: Czasami kiedy słucham Twojej muzyki odnoszę wrażenie, że ma ona ADHD.
.Max: Tak, niektórzy tak twierdzą.
Rysiek: A czy Ty sam jesteś jak Twoja muzyka?
Max: Niezbyt. Kiedy słucham muzyki, bardzo szybko się nią nudzę. To dlatego, że wielu muzyków boi się zaryzykować, bo boją się alienacji swojego wyimaginowanego słuchacza. A to błąd wyobrażać sobie odbiorców swojej muzyki. Dlatego ja sam tworzę pod siebie, piszę coś, czego sam będę chciał słuchać i mam nadzieję, że innym też się to spodoba.
Gosia: Czyli złożoność Twojej muzyki nie wynika z Twojej osobowości, ale z nudy inną muzyką?
Max: Tak, to reakcja na to, co dzieje się dziś w muzyce. Nie jestem osobą, która szybko traci cierpliwość. Wręcz odwrotnie, jestem cierpliwy i lubię skończyć to, co zacząłem. Zawsze czytam całą książkę, słucham całego albumu, oglądam cały film, chodzę na długie spacery... Muzycy zwykle traktują protekcjonalnie swoich słuchaczy. Oni unikają samej myśli, że ich muzyka mogłaby być bardziej skomplikowana. Ja tego nie lubię. Składam kawałki do kupy raz, daję z siebie wszystko i mam nadzieję, że będzie się to podobało ludziom.
Gosia: Pociągnijmy jeszcze temat złożoności Twojej muzyki. Kiedy następuje moment, gdy słuchając swoich utworów stwierdzasz: tak, to już jest gotowe?
Max: Jestem całkiem niezły w określaniu, kiedy coś jest skończone. Większość moich piosenek piszę w ciągu chwili w mojej głowie. Albo po prostu pojawiają się tam same, w pełni gotowe. Kiedy je nagrywam, to jest to już tylko kwestia uzyskania wersji jak najbliższej temu, co sobie wyobraziłem. I wtedy wiem, że jest gotowa - brzmi tak, jak chciałem. Zwłaszcza na ostatnim albumie są piosenki, które nagrałem dokładnie tak, jak chciałem je nagrać. Jestem bardzo dumny z tej płyty.
Rysiek: Czy takie podejście do nagrywania wydłuża czas produkcji?
Max: O tak, zdecydowanie nagrywanie zajmuje mi za dużo czasu. W tym tkwi problem. Ja nawet tego nie lubię! Nagrywanie wydaje mi się nudne. Nie jest to stresujące, ale dużo bardziej wolałbym robić coś innego. To znaczy, jestem dumny z mojej muzyki i lubię obserwować reakcję ludzi, kiedy ją gram, ale samo nagrywanie czasem jest trudne, bo moje studio jest dość staromodne i dużo czasu zajmuje zrobienie czegoś, co przy użyciu laptopa zajęłoby pewnie tylko minutę. Ale ja tak właśnie pracuję, nie wiem dlaczego, po prostu się do tego przyzwyczaiłem. Jestem specjalistą od dość starego oprogramowania na Commodore i Amigę i trudno jest mi się przestawić z takiego sposobu tworzenia muzyki.
Gosia: Bez Maców, tylko stary sprzęt. Świetnie.
Max: Tak, to bardzo ważne.
Gosia: Wspominałeś przed wywiadem, że podczas swoich setów djskich grasz dużo progrocka. Nie jest to pierwsza myśl, która przychodzi do głowy, kiedy słucha się Twojej twórczości.
Max: Naprawdę? To mnie zaskakuje, bo piosenka "Until We Die", która zamyka album jest bardzo progrockowa, bardzo w stylu Yes albo Zappy. Oczywiście, ponieważ używam elektronicznych brzmień, to wiele łatwiej powiązać to wtrącanie z muzyką elektroniczną. Tak naprawdę nie przepadam za nią za bardzo, po prostu używam takich instrumentów, żeby tworzyć swoją muzykę.
Rysiek: Podasz nam jakieś przykłady tanecznego progrocka?
Max: Tak, jest taki zespół Gentle Giant – brytyjska grupa z lat siedemdziesiątych tworząca świetną muzykę. Powinniście ich sprawdzić!
Gosia: Czy jest to zespół, którego słuchałeś jak byłeś dzieckiem, czy coś, co odkryłeś niedawno?
Max: Nie, nie, odkryłem ich całkiem niedawno, zaledwie parę lat temu. Zawsze gram kilka ich utworów w swoich setach i wszyscy zwracają na nie uwagę.
Gosia: Zatem wszyscy, którzy przyjdą na Twój poznański set djski mogą się spodziewać ich piosenek?
Max: Tak. I jeszcze kilku dziwnych rzeczy.


Rysiek: Na drugiej płycie na wokalach pojawia się Twoja siostra. Czy planujesz z nią dalszą współpracę?
Max: Nie. Ona gra w zespole Tunng, znacie ich?
Rysiek, Gosia: Tak!
Max: Jest z nimi bardzo zajęta. Poza tym wykorzystałem jej wokal, żeby trochę się za nim schować, bo ona ma niesamowity głos. Jestem trochę pedantem, lubię mieć wszystko pod kontrolą i robię wszystko sam, dlatego wróciłem do tworzenia w pojedynkę. Może na następnym albumie pojawią się jacyś goście na wokalach. Zobaczymy.
Gosia: A czy Becky kiedykolwiek występowała z Tobą na żywo?
Max: Tak, kiedyś występowała ze mną dość często. Zagraliśmy razem kilka koncertów w Europie i Japonii. Ale teraz jest zajęta innymi projektami, więc to już się raczej nie powtórzy.
Gosia: Tworzysz i grasz muzykę sam. Czy zastanawiałeś się kiedyś nad graniem z zespołem? Wydaje mi się, że dużo jest do zrobienia na scenie podczas Twoich koncertów.
Max: Kiedyś nagrałem sesję dla Johna Peela, to była jedna z ostatnich jego sesji. Zespół składał się z ośmiu ludzi, w tym mnie i mojej siostry, grających na różnych instrumentach. Prawdziwy zespół z żywymi instrumentami! Na moim Soundcloudzie można usłyszeć jak moja muzyka brzmi w takim wykonaniu.
Gosia: Podobało Ci się to?
Max: Było dużo krzątaniny przy aranżacji moich piosenek. Podobnie jak przy nagrywaniu, ten proces nie był przyjemny. Miło było jednak posłuchać efektu końcowego, kiedy elektroniczne piosenki były zagrane na żywych instrumentach.
Gosia: Zatem to, czego możemy się spodziewać w przyszłości, to Ben Jacobs solo?
Max: Prawdopodobnie. Ale ja kiedyś przestanę grać na żywo...
Gosia: Nie, dlaczego?
Rysiek: Nie! Nieee!
Max: (śmiech) Czuję, że kiedyś trzeba będzie przejść do fazy drugiej, czyli siedzenia w domu i pisania muzyki dla innych ludzi. Zobaczymy. Czuję, że w kwestii koncertów doszedłem już tam, gdzie mogłem dojść i czas to wyciszyć. Z resztą, starzeję się!
Gosia: Jesteś multiinstrumentalistą. Na ilu i jakich instrumentach grasz?
Max: O Boże! Nie gram na wielu zbyt dobrze. Dobrze mi idzie na klawiszach. Na wielu instrumentach umiem grać, ale słabo – na przykład na trąbce, perkusji czy gitarze, skrzypcach i wiolonczeli. To jest tak, że uczę się grać parę nut, kiedy potrzebuję tego, żeby nagrać płytę. Ale nie mógłbym stać na scenie i zagrać koncertu na trąbce. Po prostu nauczyłem się paru dźwięków na trąbce tylko po to, by nagrać je do piosenki. Chodzi o to, aby nie angażować innych muzyków i zrobić wszystko samemu.
Rysiek: A myślałeś o stworzeniu własnego instrumentu?
Max: Nie, ale może zrobię to kiedyś. Nawet nie wiem, gdzie zacząć. Mam wrażenie, że wszystkie instrumenty już powstały.
Gosia: Czas na ostatnie pytanie. Na swoim profilu na Twitterze publikujesz dużo zdjęć kota. Czy jesteś miłośnikiem kotów?
Max: (śmiech) Tak! To jest Mina, moja kotka. Jest urocza, prawda? Jest już dużą dziewczynką. Lubimy ją. Tak, jestem miłośnikiem kotów, bardziej niż psów.
Gosia: Tęsknisz za nią?
Max: Tak, jest miłą dziewczyną. Mówi wszystkim cześć!


Nie da się ukryć, że cały ten wpis nie powstałby bez udziału Gosi w rozmowie, jej fotografii i pracy przy przepisywaniu tego wywiadu kiedyś-kiedyś z dźwięku na litery. Dlatego lubcie jej profil na zdjęciowy na fejsie i odwiedzajcie Gosia is Forever, bo są tam najbardziej kozackie zdjęcia koncertowe jakie tylko możecie sobie wyobrazuć